Należy chyba zacząć od pogratulowania młodym ludziom samego pomysłu. Entuzjastom wydarzeń artystycznych w wieku licealnym i studenckim, stałym i okazjonalnym mieszkańcom Rzeszowa, udało się znaleźć ciekawą, absolutnie niezagospodarowaną niszę: takie zapotrzebowanie na kulturę może i wysoką, ale wykonywaną najczęściej przez amatorów i nie instytucjonalną, więc nie mogącą się jakość przebić do prawdziwej, dorosłej przestrzeni artystycznej. Brawo więc za sam pomysł! Brawo też dla sponsorów, których nie wymienię - jako że nie jest to tekst sponsorowany - za to, że tej inicjatywy nie zgasili, młodym ludziom zbyt szybko i boleśnie nie kazali dorastać i nawet wyciągnęli do nich życzliwie pomocną dłoń. Gratulacje. Dzięki temu wiemy, że miasto żyje.
W ostatni „Piątek” widownia Teatru „Maska” w Rzeszowie wypełniła się w stu procentach. To znak rosnącego zapotrzebowania na kulturę. Widzowie, podobnie, jak wykonawcy, też w zdecydowanej większości byli młodociani i odbiór wykonywanej na scenie sztuki był, jak to się mówi eufemistycznie – dość żywy. Organizatorzy przygotowali trzy samodzielne punkty programu. Jako pierwszy wystąpił Dawid Lorenc w spektaklu w większości tanecznym, z pewnymi jednak aspektami mówionymi. Artysta wykonywał taniec współczesny. Nie potrzeba było nawet patrzeć na imponujące CV młodego tancerza, żeby zrozumieć, że ukończył niejedną szkołę i w swojej klasie jest zawodowcem. A niektóre, z wykonywanych przez niego figur, zdawały się dorównywać poziomem mistrzowskim popisom laureatów „You Can Dance”. Ale niestety jego występ obejmował też coś w rodzaju improwizowanego monodramu, w którym artysta mówił, w dodatku zapewne własny tekst. No i tutaj następował gwałtowny spadek jakości występu. Bo mówienia na scenie też trzeba się nauczyć, podobnie jak i tańca, a bycie artystą amatorem nie tłumaczy „fafrolenia” pod nosem. Tak samo jak ruch sceniczny w tym widowisku nigdy zapewne nie został oceniony rekami fachowca. Natomiast sam tekst byłby bardziej odpowiedni dla występów w gronie życzliwych przyjaciół. W przestrzeni bardziej publicznej sugerowałabym teksty kogoś, kto publicznie został uznany za mądrego i mającego coś sensownego do powiedzenia. Tyle.
Jako drugi zaprezentował się młody zespół muzyczny, o rzeszowskim rodowodzie, grający muzykę poważną - „Sentido del Tango”. Tworzy go trójka młodych muzyków: Piotr Kopiec (bandoneon/ akordina), Gabriela Machowska (fortepian) i Mateusz Szemraj (gitara elektryczna) - posiadających klasyczne, konserwatywne wykształcenie muzyczne, czego trudno było nie zauważyć i koncertujących już regularnie na terenie całej Polski. Artyści wykonywali niszową muzykę tango nuevo, w większości autorstwa Astora Piazzolli. Jest to rodzaj tanga argentyńskiego, łączącego w sobie elementy jazzu i muzyki poważnej. W programie mogliśmy usłyszeć także utwory skomponowane przez jednego z występujących – Piotra Kopca, które swoim poziomem zdawały się nie odbiegać od kompozycji mistrza tango nuevo. Koncert „Sentido del Tango” był absolutnie mistrzowski i tak bardzo energetyzujący, że nawet i miłośnicy znacznie swobodniejszej muzy słuchali go w hipnotyzującym skupieniu.
Na zakończenie zobaczyliśmy monodram na podstawie dramatu Williama Szekspira pod tytułem „Hamlet 24:00” w adaptacji i wykonaniu aktora z Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu - Piotr Kondrata. Jego treść odwoływała się do najbardziej znanego tekstu w historii światowej dramaturgii. Był to rodzaj wariacji z Szekspira. Próba dialogu z teatralną Biblią. I to przeprowadzona na dwóch poziomach – treści i języka ekspresji. Kondrat zdaje się przekraczać w tym widowisku teatralne normy. Powiedzieć o nim, że ma dobry warsztat aktorski to mało! Powiedzieć, że gra z dużą ekspresją to także mało! On zdaje się przekraczać i tak już powyciąganą teatralną konwencję i testować naszą odporność psychiczną. Spektakl jest wyrazisty, funeralny, inteligentny i bardzo mocny. Aktor mądrze wykorzystuje przestrzeń sceniczną. Zaskakuje nas talentem mistrza sztuk magicznych i niewyobrażalnymi pokładami ekspresji. Starannie buduje napięcie i przeraża. Bardzo przeraża. Oglądając to widowisko nie wiemy, czy uczestniczymy w dziele sztuki, funkcjonującym w obrębie teatralnej normy czy w czymś, co tę normę przekracza. To pytanie do końca pozostaje bez odpowiedzi.
krytyk sztuki