„Oszukane” nie są filmem godnym wielkiego ekranu. To rzecz skrojona przez telewizję, na miarę telewizji i w telewizji powinna pozostać. Z tego względu, że posługuje się środkami telewizyjnymi, które to w brutalny sposób ekran kinowy obnaża. Chodzi tu zarazem o scenariusz, reżyserię, grę aktorską, zdjęcia, a nawet scenografię, która swoją katalogową doskonałością, pięknością i nowoczesnością aż razi po oczach, podkreślając sztuczność wykreowanego świata. Co się zaś tyczy samej historii, to tak w wielkim skrócie opowiada ona o dwóch nastolatkach (w ich role wcielają się prawdziwe bliźniaczki: Karolina i Paulina Chapko – rocznik ‘85), które po osiemnastu latach dowiadują się, że są siostrami-bliźniaczkami, ale w wyniku szpitalnej pomyłki każda z nich trafiła do innej rodziny. I chociaż w tej historii tkwi wielki, dramaturgiczny potencjał, to niestety nie został on należycie wykorzystany. W efekcie czego wszystko w tym filmie jest za małe, za bardzo uproszczone, zbyt powierzchowne i konwencjonalne. I za gładko zmierza od punktu A, przez punkt B, aż po punktu Z jak zakończenie. A to, gdyby film był naszpikowany szczerymi emocjami, byłoby okupione łzami. Oczywiście głównie przez panie. Czego nie dało się ani usłyszeć, ani zauważyć. Ostatecznie też nic z tej opowieści nie wynika. Dlatego jeśli ktoś wychodząc po seansie z kina będzie miał wrażenie, że coś obejrzał, ale nie za bardzo wie co i po co, to niech nie czuje się skrępowany, bo na pewno nie będzie osamotniony w tym doznaniu.
Pomimo powyższych utyskiwań i niezadowolenia „Oszukane” sprzedadzą się na pewno przynajmniej w stopniu zadowalającym i dlatego możemy być pewni, że w przyszłym roku życie napisze kolejny scenariusz, natomiast prywatna stacja z dumą go wyprodukuje, uznając, że jest to coś wielkiego, wspaniałego, co koniecznie musimy zobaczyć w kinie. I pewnie zobaczymy, bo nadzieja umiera ostatnia.
dominon@interia.pl